Pokolenie przerwanych studiów
Jacek Pietraszkiewicz, rocznik 1968, student I roku Wydziału Nawigacyjnego Uniwersytetu Morskiego w Gdyni, zarządzający firmą NavSim Polska w rozmowie z Beatą von Schada Borzyszkowską o pokoleniu przerwanych studiów.
„Zdarzyło się, że gdy wszedłem do sali wykładowej, koleżanki i koledzy studenci ukłonili się, myśląc, że będę te zajęcia prowadzić. Były też takie sytuacje, gdy na koniec zajęć wykładowca pytał starostę roku, kim jestem, bo myślał, że przyszedłem na wizytację” – mówi Jacek Pietraszkiewicz, 54-letni student I roku Wydziału Nawigacyjnego Uniwersytetu Morskiego w Gdyni, prezes zarządu firmy NavSim Polska.
Decyzję o powrocie na studia podjął przekonany, że osiągnął wiek, w którym doskonale wie, czego nie wie i do czego zdobywana na studiach wiedza mu się przyda. W planach ma napisanie doktoratu, ale by to zrobić, potrzebuje uzupełnić wiedzę akademicką i zdobyć dyplom ukończenia studiów wyższych.
Ogromne doświadczenie zawodowe w branży morskiej skierowało go do najlepszego morskiego ośrodka akademickiego w Polsce, w którym dodatkową wiedzę zdobywa razem z ponad 4000 studentów z całego kraju – Uniwersytetu Morskiego w Gdyni.
Mieszka Pan w Bolesławcu, studiuje w Gdyni. To dwa przeciwległe krańce Polski. Czy po wiedzę trzeba było jechać aż nad morze?
Zdecydowanie tak, bo tu, w Gdyni, działa jedna z najlepszych w kraju i Europie uczelni morskich , z którą zresztą od wielu lat i z wieloma profesorami współpracuję zawodowo przy realizacji projektów z zakresu e-Nawigacji i Weather Routingu. W branży morskiej działamy już od wielu lat i to doświadczenie zawodowe skierowało mnie do od razu do rzetelnego źródła wiedzy. Studiowanie nad morzem ma ogromne zalety, na zajęcia jadę więc z przyjemnością. Wyruszam z domu w niedzielę wieczorem, a po tygodniu zajęć na weekend wracam do Bolesławca.
A w Gdyni mieszka Pan…?
Oczywiście, że w akademiku! W studenckim domu marynarza Mały Żagiel. To najlepsza miejscówka w Gdyni, tuż przy miejskiej plaży i kilka kroków od Wydziału na Jana Pawła II. Codzienny spacer wzdłuż plaży, mariny i jachtów od razu nastraja pozytywnie każdego dnia. Podobnie jak codzienny widok morza z okien akademika.
Jest Pan właścicielem dobrze prosperującej firmy z jej filią w Kanadzie. Czy warto było rozpoczynać studia, gdy osiąga się sukcesy biznesowe?
Na naukę nigdy nie jest za późno. Przyznaję, że mam sporą wiedzę i doświadczenie w mojej specjalizacji nawigacji elektronicznej. Są natomiast kwestie, które wymagają uregulowania i usystematyzowania. Chciałbym napisać doktorat, obecnie dzielę się swoją wiedzą, pisząc artykuły do magazynów branżowych. Wiedza, którą pozyskuję od wykładowców, na pewno mi się przyda. Mam ten ogromny komfort, że informacje mogę na bieżąco weryfikować, wykorzystywać w pracy, w rzeczywistym działaniu, w prowadzonych projektach. A przy okazji angażuję w wybrane przedsięwzięcia moich młodszych kolegów ze studiów, bo widzę w nich ogromny potencjał. Swoje studia przerwałem w młodości, był to czas transformacji politycznej i gospodarczej w naszym kraju i zamiast ukończyć rozpoczęte studia, podjąłem pracę. Myślę, że takich osób jest w Polsce dużo i że one również myślą czasami, jak by to było skończyć przerwane w młodości studia.
Czy ma Pan dla nich jakieś wskazówki, porady?
Na pewno taką, że marzenia warto realizować i nigdy nie jest za późno na ukończenie studiów. To zupełnie inne doświadczenie niż studiowanie w wieku 20 lat. Często jest to głównie systematyzowanie wiedzy, a nie nauka stricte. Oczywiście, że zastanawiałem się, jak to będzie podczas zajęć, gdzie wokół mnie będzie młodzież w wieku 19 lat. Zdarzyło się, że gdy wszedłem do sali wykładowej, studenci ukłonili się, myśląc, że będę te zajęcia prowadzić. Mam córkę w ich wieku. A tymczasem siedzę razem z nimi, słucham wykładów, a czasami żywo dyskutuję z prowadzącymi, bo mam doświadczenia, których studenci nie mieli jeszcze możliwości zdobyć. To procentuje w obie strony. Warsztaty i wykłady przeradzają się w ciekawą dyskusję, rzeczowe rozwiązywanie problemów. Ja to lubię, ale widzę, że młodzież też to docenia. Oni mnie zaakceptowali i uczestniczę w pełni w całym życiu studenckim ze wszystkimi jego blaskami… i na tym stwierdzeniu poprzestanę (śmiech).
A wykładowcy uniwersyteccy? Nie dziwi ich Pana obecność na ich zajęciach?
Może na początku. Trochę. Na Uniwersytecie pracują świetni eksperci, chodzę na zajęcia prowadzone przez Jego Magnificencję, z którym wcześniej wiele lat merytorycznie dyskutowałem różne problemy nawigacji. Dziś, jak wszyscy, muszę i chcę chodzić na wykłady, pisać kolokwia i zdawać u Niego egzaminy. Czerpię wiedzę od innych doskonałych naukowców i praktyków, z którymi miałem nawet okazję wcześniej pracować. Z wielkim szacunkiem odnoszę się do ludzi, którzy przekazują tę specjalistyczną wiedzę, bo sam wiem, ile determinacji kosztowało mnie dotarcie do miejsca, w którym jestem, stworzenie firmy i realizowanie projektów, które nierzadko stanowią ogromne wyzwania technologiczne i logistyczne. Ale były też takie ciekawe sytuacje, gdy na koniec zajęć wykładowca pytał, kim jestem, bo myślał, że przyszedłem na wizytację. A ja jestem takim samym studentem, jak każdy inny. Doświadczenie zawodowe na pewno pomaga w studiach.
Chyba nie do końca takim samym studentem, bo z Pana doświadczeniem, o którym Pan wspomina, wie Pan o branży morskiej znacznie więcej niż Pana młodsi koledzy i koleżanki.
Pod tym względem oczywiście tak. I staram się tym doświadczeniem dzielić. Działam w uczelnianym Kole Naukowym Nawigator. Razem z kolegami ze studiów realizujemy ciekawe projekty naukowe i praktyczne. Jeśli tylko mogę i jest taka możliwość, służę swoim doświadczeniem, a gdy potrzeba, udostępniam sprzęt firmowy i doposażam Koło Naukowe w potrzebne narzędzia i podzespoły. Widzę, że pasje i ambicje młodych ludzi są ogromne. Cieszę się, że mam możliwość wspierać je, a nie ograniczać. To dla mnie i radość, i zaszczyt, że mogę w jakimś stopniu dołożyć się do ich rozwoju i być może, poprzez swoje doświadczenia, wpłynąć na nich, upewnić w podjętych decyzjach, zmotywować. Często rozmawiamy o różnych projektach, ich realizacjach, o potencjale pracy w branży morskiej, są studenci, którzy wysłali już do naszej firmy swoje CV. Bardzo to doceniam i jestem pod wrażeniem ich zapału i zaangażowania.
Jako student z pewnością ma Pan możliwość angażowania się w rozmaite projekty?
Oczywiście, że tak i chętnie w tych projektach uczestniczę. Niedawno razem z profesorami i studentami brałem udział w projekcie wyjazdowym w Norwegii. Było to ciekawe doświadczenie dla nas wszystkich, również dla ekspertów norweskich, których zaskoczył student w moim wieku w polskiej grupie studenckiej.
Nie żałuje Pan podjętej decyzji o powrocie na studia? Przed Panem jeszcze 4 lata nauki!
Nawet przez chwilę nie pomyślałem, że powrót na studia mógł być błędem. To absolutnie nie jest stracony czas. Żadna nauka nie może być postrzegana w kategorii błędu. Oczywiście, z biegiem czasu można zmieniać kierunki, specjalizacje, w zależności od własnych preferencji i potrzeb, ale to, czego się już dowiemy, zostaje w głowie i może nawet zmieni życie. Ci młodzi ludzie, a ja razem z nimi, mają pole do popisu i do działania. Dzisiaj studiuje się inaczej, a tu, na Uniwersytecie Morskim w Gdyni widać to na każdym kroku. Studia to nie tylko szkolna ława, ale w ogromnym stopniu laboratoria, symulatory, praktyki, staże w firmach i na statkach. Mimo mojego opływania na wszelkiego rodzaju statkach i samodzielnym prowadzeniu jachtów, sam jestem ciekawy przygody i wejścia na pokład „Daru Młodzieży”, by odbyć praktyki na tym słynnym szkolnym żaglowcu. Tej wiedzy i tych doświadczeń nigdzie indziej nie zdobędę. Studia to ciężka praca, ale nie ukrywajmy – również fantastyczna przygoda!
Nauka i przygoda, wyzwania i satysfakcja, a wszystko nad morzem na Uniwersytecie Morskim w Gdyni! Dziękuję Panie Jacku za tę rozmowę. Mam nadzieję, że Pana studencka „przygoda” stanie się inspiracją dla innych, młodszych i starszych, którzy zastanawiają się nad wyborem własnej drogi edukacji.
I ja bardzo dziękuję. To trudne i wymagające studia, ale dające mnóstwo satysfakcji. Jestem pewien, że kończąc je, absolwent znajdzie pracę wszędzie. Niezależnie, czy jako oficer na statku, czy inżynier w biurze projektowym. Wszechstronność otrzymanego wykształcenia i praktyka przyda się w każdej branży. A marynarz to synonim odpowiedzialności, sumienności, koleżeństwa. Przyjaźnie zawarte w morzu trwają wiele lat. I to jest bonus, który każdy z nas dostaje gratis. Ale fakt – doceni to za kilkanaście i kilkadziesiąt lat. Jak ja.