Pacyfik pachnący Kalifornią
"Dar Młodzieży" w Rejsie Niepodległości - 17.12.2018 r.
Pozycja: 37°54'30"N, 124°6'25"W; prędkość: 2,8 węzła; 212 dzień podróży, przebyta trasa 25 523 Mm.
Z dziennika Komendanta:
Wiem ze zaniedbałem pisanie, ale miałem dużo pracy „papierkowej”. Bez pomocy Chiefów, Intendenta i oczywiście niezastąpionej Zosi, asystentki, nigdy bym się z tego nie wygrzebał, choć to jeszcze nie koniec – końca nie ma. Żeby nie te papiery to życie byłoby piękniejsze. Przyjazd do USA wymaga wielu formalności, raportów, dokumentów itd.
Nasza załoga też ciężko pracowała przez ostatnie dni. Dar po miesięcznej podróży wymagał sporo zabiegów pielęgnacyjnych – chcemy żeby pięknie wyglądał w San Francisco. Jak wielka orkiestra wspólnymi siłami pod batutą Starszego Bosmana Zbyszka praktykanci przez całe dni i noce skrobali, szlifowali, malowali, czyścili….. Pewnie nadal można się czegoś dopatrzeć, ale do tego musielibyście mieć oko Starszego Oficera Wojtka. W maszynie tez nie próżnują, bo wszystkie urządzenia należy okresowo przeglądać, naprawiać a, jeszcze dochodzą jakieś cieknące krany, naprawy na pokładzie itd. Końca nie widać.
A tym czasem nasza piękna fregata pod żaglami już ponad 2 tygodnie non stop na żaglach!!!. Chyba to jakiś rekord, bo ostatnimi laty nie było nawet dwutygodniowych przelotów z portu do portu. Codziennie , czasem po kilka razy brasowanie, sprzątanie lub dostawianie żagli. Często ćwiczono szkwałowe sprzątanie żagli i sejzingowanie. Pogoda nas nie rozpieszczała i chyba mamy trochę dość kołysania. Można się przyzwyczaić, ale to nie jest to co „tygrysy lubią najbardziej”. Pewnie nie raz komuś pod adresem fal wymknęło się soczyste marynarskie słowo.
Ja mogę tylko powiedzieć że nie było tak źle, jak mogło być na Północnym Pacyfiku o tej porze. Udało nam się ominąć kilka sztormów schodząc bardziej na południe niż pierwotnie planowałem. Przyjechaliśmy dwa dni wcześniej niż planowano, ale tak naprawdę to moglibyśmy być dużo wcześniej, bo Dar kocha wiatry powyżej 15 w i aż prosi o więcej żagli. Niestety San Francisco nie ma osłoniętego od oceanicznego rozkołysu, zewnętrznego kotwicowiska, wiec musieliśmy krótko trzymać wodze naszych „siwków”. Pewnie czasem mówiono: „czemu stary nie dołoży bramów”, tak, ja tez miałem takie pokusy. Życie.
A praktykanci? Są w doskonałej formie. Uśmiechnięci, chętni do pracy, ciągle głodni wrażeń, ale też w zwykłym tego słowa znaczeniu. Dość powiedzieć że padł rekord w jedzeniu pierogów - 61! Jedzenie jest jak zwykle dobre, a dokładki cieszą się niesłabnącym powodzeniem.
Były wieloryby, delfiny, zmęczone lotem ptaszki, które odpoczywały na pokładzie przed dalszym lotem i nieliczne statki, bo to nie jest trasa dla dużych komercyjnych, one jadą wyżej na północ.
Postanowiłem kontynuować „Korepetycje Nawigatora” i o dziwo, ku mojemu zaskoczeniu „frekwencja dopisała”. Tym razem mówiłem o pracy i o tym co jest ważne dla absolwenta, który jej szuka. Nie obyło się bez „morskich opowieści”. Chyba nie zraziłem zbyt wielu, chociaż mówiłem sporo o tym jaka ta praca naprawdę jest. Nie jest tak źle, bo ja przecież parę ładnych lat wytrzymałem na morzu i nadal to lubię (mimo wszystko).
Jutro o 1400 LT (czyli waszej 2300) weźmiemy pilota (taki jest plan na teraz) i…. No właśnie, zdradzę co nam po głowie chodzi, spróbujemy przejść Golden Gate, pod słynnym mostem, na żaglach. Prognoza jest taka sobie (słabiusieńki wiatr), ale liczymy na „przeciąg” w cieśninie. Trzymajcie kciuki.
Pozdrawiam
Komendant